Ratunku, moje dziecko nie potrafi przegrywać! Ciąg dalszy nauki radzenia sobie z niepowodzeniami

Monika Ogrodnik Monika Ogrodnik

Ratunku, moje dziecko nie potrafi przegrywać! Ciąg dalszy nauki radzenia sobie z niepowodzeniami

Za mną miesiąc wypróbowywania nowych pomysłów, które mają ułatwić dzieciom radzenie sobie z przegraną (o sposobach na to, jak nauczyć dziecko radzenia sobie z porażką, możecie przeczytać tutaj. Założyłam specjalny notes, w którym skrzętnie notowałam każdy wynik. Tłumaczyłam uczniom, że zapisujemy tu nasze rezultaty, by następnym razem sprawdzić, czy pobijemy swój własny rekord. Na swoim przykładzie pokazywałam, czy udało mi się być lepszą od samej siebie, czy jeszcze muszę popracować. Z uporem maniaka przekierowywałam rozmowy z rywalizacji pani psycholog – uczeń na: „o, zdobyłeś więcej punktów, masz nowy rekord!”.

Ponadto z grupą uczniów przeprowadziliśmy burzę mózgów na temat tego, co cechuje dobrego gracza. Dobrego nie tylko w sensie umiejętności w grze, ale zachowania w jej trakcie. Poniżej efekt naszej pracy:

Następnie uczniowie sami zapytali: „A czy opiszemy złego gracza?”. Można też tego gracza, który nie potrafi sobie radzić z porażką, określić inaczej, np. drażliwy gracz (trudno odnaleźć dobre tłumaczenie dla angielskiego sore loser, które dobrze oddaje sprawę). Dlaczego? Zły może się kojarzyć z brakiem możliwości poprawy, a przecież każdemu zdarza się obrazić po porażce. Tu akurat zostawiłam nazwę zaproponowaną przez uczniów, choć po przemyśleniu polecałabym jakieś słowo zastępcze.

Nasz gracz, który nie umie przegrywać, zwala winę na innych, przerywa grę, bije innych, kopie, wyzywa, oszukuje, nie chce współpracować, nie przestrzega zasad – generalnie trudno się z nim gra.

Następnym krokiem było sformułowanie kodeksu dobrego gracza. Wspólnymi siłami ustaliliśmy na początek pięć zasad. Oto i one:

Kodeks zawisnął na tablicy, by można w razie czego szybko się do niego odwołać. Fair play kojarzy się generalnie uczniom z niekorzystaniem z niedozwolonych metod, sposobów, uczciwością podczas konkurencji. Dobry gracz stosuje się do zasad gry, potrafi dogadać się z innymi, działać drużynowo (współpraca), nie obraża i stara się grać, jak najlepiej potrafi. Na plakacie znajdują się zasady sformułowane w sposób pozytywny, czyli bez użycia „nie”. Nasz mózg nie lubi „nie”, więc trzeba go jakoś przechytrzyć :)

Jakie są efekty moich działań? Niektórzy uczniowie przypominają o zapisywaniu wyników. Dalej jednak bardzo ciekawi ich, czy są lepsi ode mnie albo od kolegów. Zmiana myślenia nie przyjdzie tak szybko. Na razie czekam i staram się podkreślać wagę doskonalenia się w grze, zauważać, gdy uczniowie nie poddają się pomimo przegranych i chwalić ich za taką postawę.

W trakcie poszukiwań kolejnych porad przypomniałam sobie o książce Catherine Faherty Autyzm… Co to dla mnie znaczy?. Znajdziemy w niej podrozdział o wygrywaniu i przegrywaniu oraz byciu dobrym graczem. Jasne i proste sformułowania przydadzą się nie tylko dzieciom z autyzmem. Autorka opisuje dobrego gracza jako osobę, która stara się w czasie rozgrywki, niezależnie od tego, czy wygrywa, czy przegrywa. Przypomina o znanym przysłowiu: „raz na wozie, raz pod wozem”. Można je sobie powtarzać w trudnych chwilach w trakcie konkurowania. Catherine Faherty podkreśla, że wygranej i przegranej nie powinno się rozważać w kategoriach dobra i zła. Nie jest możliwe wygrywać cały czas. Bycia dobrym graczem uczymy się zarówno wygrywając, jaki przegrywając.

Osoba, która ma trudności z zaakceptowaniem porażki, psuje radość płynącą z zabawy. Dlatego warto ćwiczyć bycie dobrym graczem poprzez mówienie innym po zakończonej rozgrywce: „to była dobra gra” i starając się uścisnąć wszystkim jej uczestnikom ręce.

Czy to zadziała? Jak zwykle chętnie sprawdzę. Pomimo wszystko nauka przegrywania w trakcie zabawy jest najbezpieczniejsza.

Aktualne zapisy

Źródła:

Faherty, C., Autyzm…Co to dla mnie znaczy? Podręcznik z ćwiczeniami dla dzieci i dorosłych ze spektrum autyzmu, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2016.

Fotografie – opracowanie własne.

Olej kokosowy – czy rzeczywiście jest niezbędny? Spontaniczna zabawa w ujęciu sensorycznym