Mały duży człowiek

     "Nie ma dzieci – są ludzie; ale o innej skali pojęć, innym zasobie doświadczenia, innych popędach, innej grze uczuć" – Janusz Korczak

Gdy obserwuję zachowania rodziców lub oglądam programy typu „Superniania” nie mogę oprzeć się wrażeniu, że część dorosłych popełnia podstawowy błąd w postrzeganiu tego, kim jest ich dziecko. Przekłada się to na ich decyzje wychowawcze i sposób odnoszenia się do dziecka.

        Generalnie, mam wrażenie, że rodzice traktują dziecko jako swoją własność. Jedni mają przeświadczenie, że dziecko ma być grzeczne, nie pyskować i wykonywać polecenia dorosłych. Czyli w skrócie „dzieci i ryby głosu nie mają”. Oczywiście często tacy rodzice mają na celu wychowanie porządnego, kulturalnego człowieka.

        Inni rodzice chcieliby swoim dzieciom nieba przychylić, podporządkowując całe życie rodzinne zachowaniom malucha. Często przyświeca im myśl: „jeszcze zdąży się w życiu nacierpieć, więc niech teraz będzie szczęśliwe”. Lub, co gorsze, w ogóle nie myślą, o późniejszym dorosłym życiu dziecka i wyzwaniach, którym będzie ono musiało sprostać.

        Jak to zwykle bywa ze skrajnościami, oba podejścia są błędne. Brakuje w nich myślenia o dziecku jako o małym, ale jednak człowieku. Człowieku, który tak jak my – dorośli, ma swoje zdanie, ulubioną potrawę, a czasami zły humor.

        Mądrzy rodzice, w moim odczuciu, powinni patrzeć na swoje dziecko jak na człowieka, którego oni mają przygotować do życia w społeczeństwie. Niezależnie od tego jak dobrze będziemy chronić nasze pociechy, one kiedyś wyjdą z domu i będą musiały stawić czoła wymaganiom społecznym. I wcale nie jest to taki odległy moment, bo już w przedszkolu dzieci uczą się radzenia sobie z frustracją, gdy muszą poczekać na swoją kolej, by pobawić się ulubioną zabawką.

        Psychologowie zgadzają się, że najbardziej korzystnym dla dziecka jest autorytatywny styl wychowania. Czyli taki, który łączy wysokie wymagania stawiane dziecku z wrażliwością na jego indywidualne potrzeby. Jak włączyć taki styl w dotychczasowe życie codzienne?

        Kluczem do tego jest właśnie spojrzenie na dziecko jako odrębnego człowieka i pamiętanie o tym, gdy czegoś wymagamy od niego lub mu pobłażamy. Każdy z nas pewnych potraw nie lubi. Co wtedy robimy? Nie jemy ich. Dziecko rodziców, którzy traktują je jako swoją własność i „tylko dziecko” nie ma takiego komfortu. Talerz ma być czysty, nawet jeżeli znajdują się na nim znienawidzone brokuły. Kąpać się musi, nawet jeśli mama leje wodę do oczu i wtedy szczypią. Kolor ścian w jego/jej pokoju to ulubiony kolor taty. Telewizor musi być wyłączony w najciekawszym momencie bajki, bo czas na kolację itd.

        Dziecko jak każdy człowiek musi jeść pełnowartościowe posiłki, ale czy brokułów nie da się zastąpić innym warzywem? Kąpiel – bezsprzecznie potrzebna, ale czy musi być stresująca i nieprzyjemna? Sami wolimy się w tym czasie relaksować, a dla dziecka to okazja do zabawy, powinniśmy mu to zatem umożliwić i urozmaicić rytuał kąpieli. Pozwólmy też dziecku podejmować niektóre decyzje. Nie chodzi tu o to, by pokazać mu katalog farb i kazać wybrać kolor ścian w pokoju, ale o to, by zapytać: „Wolisz zielony czy żółty?”. Dziecku da to poczucie autonomii i wpływu.

        Władzę w rodzinie powinni mieć oczywiście rodzice. Są odpowiedzialni za dziecko i nie mogą pozwolić, by weszło im na głowę. Dlatego reguły i konsekwencja są niezmiernie ważne w wychowaniu. Pobłażanie nie jest wskazane. Należy jednak zastanowić się, czy to, czego oczekujemy od dziecka jest rozsądne i czy sami podporządkowalibyśmy się takim zasadom. 

Autor: Anna Szreder

Aktualne zapisy
Język serca - język żyrafy Magia pozytywnych słów