Uśmieszki i smutne minki, czyli świadomie o systemie nagród i kar

Ilona Leśnikowska Ilona Leśnikowska

Uśmieszki i smutne minki, czyli świadomie o systemie nagród i kar

Lubiany przez wielu specjalistów, pedagogów, nauczycieli, terapeutów i rodziców system motywacyjny na zasadzie „zrób coś, czego oczekuję a dostaniesz…. ” Pomysłów na nagrodę lub karę jest sporo w placówkach edukacyjnych są to oceny, w młodszych klasach uśmieszki i smutne minki, w przedszkolach podobnie, u lekarza naklejka, u rodziców słodycz.


Coraz częściej słyszę pogłosy, że dzisiejsze dzieci są interesowne i roszczeniowe. Tutaj należałoby się zastanowić, dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta, ponieważ od maleńkości serwujemy dzieciom system motywacyjny „coś za coś”. Pytanie gdzie miejsce na empatię, robienie czegoś w celu pozyskania satysfakcji z tego, co zrobiły? No właśnie problem na tym polega, że nie ma go wcale, albo jest go niewiele. Słyszałam argument, że takie jest życie. Właśnie na tym polega w szkole, w pracy- nie ma nic za uśmiech.


Dawanie nagród i kar w postaci uśmieszków jest wygodne i działa na tu i teraz, ale jakie są tego skutki? Niestety marne, pod warunkiem, że chcemy, aby nasze dziecko było bystre, samodzielnie myślące, a przy tym z sercem na ramieniu. System motywacyjny regularnie stosowany na dzieciach przynosi wiele negatywnych efektów ubocznych i jako dorośli musimy być tego świadomi.


Po pierwsze dziecko, które kilkukrotnie otrzymało negatywne wzmocnienie jest stygmatyzowane i etykietowane przez innych, że jest niegrzeczne, niedobre i nie można się z nim bawić. Prowadzi to do kolejnego zagrożenia a mianowicie dezintegracji grupy i alienacji określonej osoby.


Kolejny argument na niekorzyść tej metody jest taki, że dzieci przestają robić coś z własnej potrzeby, czy wewnętrznego głosu. Ich celem staje się nagroda w związku, z czym uczeń szkoły podstawowej przestaje uczyć się z własnej ciekawości, lecz po to by dostać odpowiednią ocenę. A to prowadzi do tego, że przestaje próbować i ryzykować.


W przypadku dzieci przedszkolnych czy mamy moralne prawo oceniać ich zachowanie? Przecież bunt jest wpisany w ich naturę, a wszystko to wygląda tak dramatycznie, ponieważ maluch nie wie jak poradzić sobie z emocjami, bo ich nie zna lub nie potrafi ich wyrazić. Może to, co za chwilę napiszę zabrzmi mocno, ale system motywacyjny w mojej opinii jest potrzebny w konkretnych trudnościach i problemach, funkcjonujący do czasu spełnienia zamierzonego celu, a jeśli, na co dzień stosujemy tę metodę to „tresujemy sobie dzieci”. Osobiście uderza mnie, kiedy widzę matkę, która wyciąga swojego synka z przedszkola na ciastko. W mojej ocenie wygląda to jak wabienie zwierzaczka.


Ponadto dziecko nas słucha ze względu na nasz autorytet i nie powinniśmy go wykorzystywać tylko, dlatego, że coś nas denerwuje w zachowaniu dziecka, bądź po prostu z lenistwa. W takich sytuacjach należy się zastanowić „Dlaczego nie. ”. Naszą misją jest zrozumieć oraz pomóc wyrazić potrzeby i uczucia jednocześnie informując o swoich pragnieniach. W tym momencie powstaje komunikacja oparta na relacjach. Kiedy dzieci czują, że rozumiemy, to zmieniają swoje nastawienie. Gdzie, zatem szukać magicznej mikstury?


W swojej pracy spotkałam się z koncepcją Rosenberga. Jest to „Porozumiewanie bez przemocy”, dzięki któremu spojrzałam na dzieci inaczej. W pierwszej kolejności zapoznałam się z teoretycznymi
założeniami, ale zadanie wydawało mi się zbyt trudne. Metodę można podzielić na kilka etapów, ale
należy umiejętnie przejść z jednego do drugiego.


1. Obserwacji pozbawionej uogólnień i interpretacji tego, co widzimy
2. Rozpoznaniu i wyrażeniu uczuć
3. Powiązaniu przeżywanych uczuć z potrzebami
4. Sformułowaniu konkretnych próśb, ale nie żądań.


Brzmi łatwo, ale w praktyce łatwe nie jest. Po jakimś czasie do moich rąk trafiła fantastyczna książka
pod tytułem „Dialog zamiast kar” Zofii Żuczkowskiej. Autorka jest doświadczonym praktykiem,
trenerem tej metody, pedagogiem i terapeutą. To sprawiło, że książka obfituje w wiele przykładów,
które z ciekawości wykorzystałam na „swoich przypadkach”.


Pewnego dnia zauważyłam rodzica, który w bezsilności szarpał się ze swoim trzylatkiem i wręcz
ciągnąc go za kaptur wprowadził do przedszkola. Weszłam do szatni przywitałam się i zaczęłam
nawiązywać kontakt z maluchem. „Jak tu głośno! Widzę, że jesteś zdenerwowany”. Porozmawialiśmy
chwilkę, o tym jak bardzo nie chce tu być i woli przebywać w domu, bo się nie wyspał. Po chwili
zaproponowałam mu szybko ściągnąć buty i kurtkę, bo w sali możemy przygotować specjalne łoże.
Ku mojemu zaskoczeniu zadziałało bardzo szybko, ale czasami trzeba dłużej porozmawiać, żeby
dziecko mogło się wyżalić. Pytanie, co na to tato? Pani go zaczarowała. Był w szoku, że on sobie nie
poradził a mi zajęło to kilka minut.


Na koniec chcę powiedzieć to działa i ma sens. Wymaga wysiłku, ale pomyśl o tych maluchach jakby
były Twoimi znajomymi, którzy chcą się wygadać, którzy mają problem. Wysiłek się opłaca, dlatego
zachęcam spróbuj!


Autor: Leśnikowska Ilona

Aktualne zapisy
Gdy lęk separacyjny przedłuża się Szkoła według Montessori